piątek, 26 września 2014

Rozdział 4: Jestem tego pewna



Rozdział dedykowany Fallen


      Budzi mnie dotyk ust Verdasa na mojej szyi. Nie mogę się powstrzymać, cicho pojękuję. Ten wspaniały mężczyzna nie przestaje. Odgarnia włosy za moje ucho i w dalszym ciągu całuje moją szyję.
       Czuję na sobie jego wzwód. Delikatnie się uśmiecham, jednak obecność jego ust na mojej szyi szybko sprawia, że ponownie cicho jęczę.
       Nagle przestaje. Dlaczego? Przecież było mi tak dobrze. Odwracam się i spoglądam na tego przystojniaka.
- Dlaczego przerwałeś? - Pytam zdziwiona.
       Szatyn nie odpowiada. Przybliża się do mnie i całuje mnie namiętnie. Odpowiadam mu tym samym.
- Chcesz już powtórkę? - Pytam po oderwaniu dla pewności.
- Kocham Cię i pragnę w każdej chwili. - Szepcze.
- Ja Ciebie też kocham, León. Ja Ciebie też. - Odpowiadam pewna swoich słów. Oboje ponownie zaczynamy się całować.

sobota, 20 września 2014

Rozdział 3: Jak jakaś napalona

     

      Następnego dnia rano odwiedza mnie mój przyjaciel, Diego. Pomimo tego, że rozstaliśmy się jakiś miesiąc temu, postanowiliśmy zostać przyjaciółmi, takimi bardzo dobrymi.
       Uwielbiam go, jest dla mnie jak brat. Potrafi mnie cierpliwie wysłuchać, wesprzeć, pocieszyć... Jest bardzo troskliwy oraz opiekuńczy. Często spędzamy ze sobą czas, niekiedy nawet i całe dnie. Moi rodzice uwielbiają go również, w końcu znają Domingueza, oraz jego rodziców, od wielu lat.


niedziela, 14 września 2014

Rozdział 2: Nie jestem taka łatwa

   


     Cieszę się, jak jakieś małe dziecko, które zaraz dostanie wielkiego lizaka. W końcu po równym tygodniu mogę przytulić się do mamy, oraz porozmawiać na przeróżne babskie tematy.
       Dostrzegam ją, jak z uśmiechem kieruje się w naszą stronę. Podbiegam do niej niczym pięcioletnia dziewczynka i rzucam się na szyję. Czując to, jak moja mama mocno mnie obejmuje, uśmiecham się do siebie.
- Cześć mamo. - Odzywam się pierwsza. - Jak to dobrze, że już jesteś.
- Witaj kochanie. - Słyszę jej ciepły głos, który uwielbiam. - Ja też się cieszę, że już po wszystkim.
Odsuwamy się od siebie. Podchodzi do nas tata, który całuje moją mamę w policzek. 
- Jak tam podróż? Wszystko w porządku? - Zadaje pytanie troskliwym głosem. 
- Tak, bez żadnych przeszkód. Wszystko minęło szybko, dobrze i bezpiecznie. - Odpowiada i uśmiecha się do nas.


niedziela, 7 września 2014

Rozdział 1: Szpileczki i sukieneczki

       Z dedykacją dla Veronici Blanco

          Następnego dnia budzę się dość wcześnie, bo aż o szóstej rano. Nie mam pojęcia co jest powodem tego. Podnoszę się do pozycji siedzącej, a następnie przeciągam. Kiedy spoglądam w stronę okna, uświadamiam sobie, że jest piękna pogoda. Słońce, niebo bez chmur... Chyba pójdę biegać. Tak, to jest najlepszy pomysł.
           Szybko wstaję z łóżka i udaję się w stronę swojej garderoby, gdzie odnajduję swój strój sportowy do biegania. Uśmiecham się delikatnie, po czym biorę adidasy i wracam do sypialni, gdzie się przebieram. Kiedy jestem gotowa, wychodzę z pokoju i udaję się do łazienki. 
             Po wykonaniu porannych czynności, schodzę na dół po marmurowych schodach. Słyszę, jak w kuchni gotuje już coś Grace, nasza gospodyni, która pochodzi z Londynu. Uwielbiam ją, jest wspaniała. Postanawiam przywitać się z nią, jak wrócę. 
            Kiedy opuszczam apartament, wchodzę do windy, którą zjeżdżam na dół. Przez ten cały czas myślę o Leónie. Spodobał mi się strasznie, nie mogę zaprzeczyć. Nie dość tego, że inteligentny, mądry, przystojny, to jeszcze uwielbia sztukę, tak samo, jak ja. Mój ideał.
           Wychodzę z windy. Za pomocą gumki do włosów związuje je w wysoki kucyk. Kieruję się w stronę wyjścia, mijając po drodze recepcję. Witam się z młodą blondynką, która odpowiada mi z uśmiechem.          
            Kiedy dochodzę do drzwi wyjściowych, otwiera mi je portier. 
- Dzień dobry, pani Castillo. - Słyszę. 
- Dzień dobry. - Odpowiadam i wychodzę na zewnątrz. Od razu czuję się lepiej.
          Mieszkam na Upper East Side, więc droga do Central Parku nie zajmuje mi dużo czasu. Biegnę, mijając po drodze Starbucks oraz moją ulubioną cukiernię. Obserwuję, jak Nowy Jork budzi się i wita kolejny słoneczny dzień. 
          Biegnąc przez park uświadamiam sobie, że bardzo chciałabym się spotkać ponownie z Leónem.  Niestety nie jest to możliwe. Nie mam nawet do niego numeru. Rozmawialiśmy wczoraj o sztuce, a potem tak jakoś wyszło, że się niestety rozstaliśmy. 
          Nagle potykam się o kogoś. Jestem przygotowana na nieprzyjemne spotkanie z chodnikiem, jednak o dziwo ląduje na czyimś torsie. Jest bardzo umięśniony. Czuję mięśnie przez błękitny podkoszulek.
- Przepraszam, bardzo przepraszam. - Mówię zakłopotana. To przeze mnie w końcu biedny mężczyzna leży na chodniku. 
         Szybko podnoszę się i dostrzegam to piękne cudo! Brawo, wywaliłam się na takiego przystojniaka. 
         Kiedy León podnosi się do góry, a następnie otrzepuje, spogląda na mnie. 
- Nic się nie stało. - Odpowiada z delikatnym uśmiechem. - Niezłe spotkanie, co? W parku - spogląda na swój sportowy zegarek - przed siódmą rano. Co ty tu robisz? 
- Obudziłam się dość wcześnie, więc postanowiłam pójść pobiegać. - Odpowiadam zgodnie z prawdą. - A ty? Myślałam, że León Verdas nie biega. - No to nieźle palnęłam. Idiotko, popatrz na niego, jak on jest wysportowany! Musi biegać! 
- Lubię biegać. Nie zawsze mam czas, więc staram się wykorzystać każdą wolną chwilę. 
- Och. - Z moich ust wydobywa się cichy jęk.
- A ty? - Pyta i przeczesuje swoje włosy prawą ręką. Spoglądam na niego pytającym wzrokiem. - A ty lubisz biegać?
- Lubię. Trzeba dbać w końcu jakoś o figurę. - Odpowiadam.
- Serio? - Uśmiecha się do mnie uwodzicielsko i robi krok w moją stronę. - Myślałem, że ty tylko wiesz.. Szpileczki i sukieneczki.
- No to coś Ci się pomyliło. - Oznajmiam i krzyżuję ręce na piersiach.
- Serio? Coś Ci wypadło. - Mruczy i zakłada kosmyk włosów za moje ucho, a ja odpowiadam mu rumieńcem. - Może pobiegamy razem? 
         Czy ja dobrze słyszę? Proponuje mi, abym się do niego przyłączyła i razem biegała! Czy ja śnię? Albo może to skutki tego, że wypiłam wczoraj za dużo szampana? Eee yyy... Sama już do końca nie wiem. Jedno jest pewne. León Verdas, biznesmen oraz właściciel kilkudziesięciu hoteli oraz restauracji, który stoi teraz przede mną, proponuje mi, abym z nim pobiegała! 
- Eee.. Jasne. - To tylko tyle, co jestem w stanie wydusić z siebie. 
- No to świetnie. - Oznajmia i obdarza mnie swoim uwodzicielskim uśmiechem, a ja mam wrażenie, że zaraz upadnę na chodnik. - Sypiasz z kimś? - Zadaje mi nagle pytanie. Spoglądam na niego zdezorientowanych wzrokiem. Dlaczego się mnie o to pyta? 
- A czemu się pytasz? 
- Tak z ciekawości. - Odpowiada i prawą ręką przeczesuje włosy. - Proponuję pobiec tam. - Wskazuje ścieżkę znajdującą się po prawej stronie. Przytakuję lekko i zaczynamy biec w odpowiednim kierunku. 


ARCHIWUM

Obserwatorzy